Dominika -> U weta cena 1 tabletki cimalgexu to 8 zł (jest sprzedawany na sztuki). 1 tabletka to normalna dawka dzienna, chociaż ja ze względu na wrażliwy układ pokarmowy - oczywiście w konsultacji z lekarzem - podaję Szarej albo dawki połówkowe regularnie albo pełne, ale z przerwami. Tak czy owak jest trochę drogo
, a jeśli doliczyć do tego karmę weterynaryjną, Omegan, Gelacan Fast, Biotynę i pozostałe leki, w jakie muszę wyposażać dziewczynę, żeby dawała radę, to kwoty robią się niebagatelne.
Zasadniczo to poprosiłam schronisko o pomoc w kupnie leku bezpośrednio z hurtowni (w taki sposób jest o jakieś 40% taniej, ale "cywilowi" nikt nie sprzeda) z założeniem, że sama go sfinansuję, a tu taka miła niespodzianka. Dla mnie to wielka pomoc i naprawdę jestem im wdzięczna, bo to jest preparat, który pomaga i - jak na razie, odpukać w niemalowane czy w co tam trzeba - nie szkodzi jelitom i żołądkowi.
Co do Rimadylu - to jest lek starszej generacji, po którym psi układ pokarmowy nierzadko wylatywał w powietrze, bo substancja czynna w nim zawarta nie "rozróżniała" enzymów cyklooksygenazy COX-1 (tej "dobrej, ochronnej) i COX-2 ("złej", czyli odpowiedzialnej za powstawanie stanu zapalnego i za ból) i niszczyła oba - skutkiem mogły być wrzody żołądka, zniszczenie błon śluzowych i kosmków jelitowych, niewydolność wątroby... same okropieństwa. W lekach nowszych ponoć ten problem został wyeliminowany, więc skutki uboczne są mniej niebezpieczne i rzadsze, co oczywiście nie oznacza niestety, że znikły. Wiadomo, że NLPZ-y nie są rozwiązaniem idealnym, ale przynajmniej są JAKIMŚ rozwiązaniem. Trzeba po prostu bacznie obserwować zwierzaka i regularnie badać wątrobę, trzustkę i nerki. Coś za coś, ech... zawsze coś za coś
Umówiłam Szarą na jutro na EKG. Co prawda zasłabnięcie nie zdarzyło się więcej niż ten jeden raz (o ile to było zasłabnięcie), ale lepiej na zimne dmuchać.
Iza -> Szara nie ma tendencji do pościgów za kaczkami. Ona po prostu hipnotyzuje je wzrokiem w nadziei, że same przypłyną wmaszerować jej do paszczy.
Co innego łabędzie. Łabędzie budzą z jednej strony lekki lęk, a z drugiej gorączkowe pożądanie (natury kulinarnej, się rozumie).
Są jeszcze wielkie tłuste mewy, któe czasem lądują nam na parapecie balkonu. Mewy wyglądają smakowicie. Mewy należy gonić z dzikim warkotem.
I sroki. Sroka z daleka regularnie mylona jest z czarno-białym kotem (a koty są, jak wiadomo, spożywcze). Sroka z bliska natomiast jest gorzkim rozczarowaniem, dla którego natychmiast po stwierdzeniu pomyłki tracimy zainteresowanie.
Gołębie i mniejsze ptactwo ignorujemy.