Max vel Kulawy już z nami nie mieszka. Znalazł nowy dom. Myśl o rozstaniu z tym wredziolem była ciężka, zmienił nasze życie o 180°. Maxiu trafił do nas w styczniu i przez te 11 miesięcy było dużo nerwów, płaczu (najczęściej po wizytach u weterynarza
), ale to nic w porównaniu z radością, którą wniósł do naszego domu i do naszego życia. Pies, którego nie da się nie kochać. Razem z Kubą okropnie tęsknimy, Emilka też odczuła brak Kulawej piranii. Zmarszczka jaka by nie była- kochała tą kluchę i nauczyła się wyrozumiałości w stosunku do jego niepełnosprawności.
Są łzy, jest smutek i pustka w serduchu... ale to jest to czego chciałam dla Maxa od początku. Domu, w którym będzie kochany, całowany, rozpieszczany. Staraliśmy się mu to wszystko ofiarować, jednak nie było łatwo.
W głębi serca miałam nadzieję, że to nigdy nie nastąpi, jednak wiem, że tak jest najlepiej.
Teraz już nie żyjemy za zamkniętymi drzwiami, mieszkanie wydaje się większe, a jednak trochę puste. Maksiu zawsze będzie moim synusiem i zawsze będę go kochać tak mocno jak go kochałam kiedy z nami mieszkał. Teraz Emilka będzie musiała być moją prawą ręką w kuchni i pilnować piekarnika w czasie gdy w środku pieką się babeczki.