Historia z wczoraj....godzina 20.30...
Wróciłam z wieczornego spacerku z dzikusem. Nie było by w tym nic dziwnego gdyby nie fakt, że: Starannie się przygotowałam, kurteczka przeciwdeszczowa - dla mnie i dla psa, czapeczka (tylko dla mnie), odblaski bo ciemno i deszczowo - dla mnie i dla psa..... Wychodzimy na około pół godziny. I tu następuje dynamiczny zwrot akcji: Frodo idzie jak na ścięcie, szybkie sik przy pierwszym drzewku i "osiołek" (dalej nie idę). Zaprosiłam go do zrobienia kilku kroków i "osiołek", i tak jeszcze kilka razy. Przeszliśmy około 100m - spacer w tym tempie potrwa pewnie z dwie godziny. Więc zarządziłam odwrót. I co? Frodo świńskim truchtem i ochoczo ciśnie do domu! Pitikici deszczyku nie lubi!!! Qrwa... delikatesik!
A w mieszkaniu najchętniej cały czas w ciepłej bluzeczce by siedział
No i oczywiście dopóki nie przykryjemy kołderką to nie zaśnie, będzie łaził, mędził.....
Nawet jak czasem musi ze mną w biurze popracować tocała aktywność wygląda mniej więcej tak:
Chciałabym się stać tak dobrym człowiekiem, za jakiego uważają mnie moje psy.