Od ponad miesiąca wyprowadzałam psa pewnej starszej pani, jej syn wyjechał i zostawił go schorowanej mamie, która nie była w stanie go wyprowadzać. Pies pół amstaff, 5 letni, miał za sobą ciężki okres, został znaleziony na ulicy, nie wiadomo co było z nim wcześniej.
Na początku psiak był super, wesoły, całuśny, tylko by się bawił, zero agresji wobec innych psów, to one reagowały na niego agresywnie. Niestety w ogóle nie wychowany, ciągnął strasznie na smyczy, miałam 2 sytuacje że sam zdjął sobie szelki. Z wyglądy był wychudzony, zaniedbana sierść.
Pewnego dnia do domu wprowadził się mały ujadający york . Psy mieszkały już wcześniej razem, i prawdopodobnie lubiły się bardzo. Wczoraj jednak miało miejsce dziwne zachowanie, mianowicie gdy weszłam do mieszkania pies zaczął straszliwie szczekać (nie w wesoły sposób) i nie mógł się uspokoić. Kobieta zamiast go wyciszyć zaczęła uderzać go smyczą. Ten nadal nic. Gdy trochę się uspokoił założyłam mu kaganiec, zeszłam z nim. Przeszliśmy kawałek, wszystko spokojnie, jednak gdy spotkaliśmy moja koleżankę, znów zaczęło się to samo. szczekanie i agresja. Pies był strasznie pobudzony nie mógł się uspokoić, dorwał się do kamienia i chciał go zabić, pies zerwał się z szelek, jakimś cudem udało mi się podnieść kamień i mu go zabrać, to wtedy rzucał się na mnie, nie mogłam nad nim kompletnie zapanować. (miał kaganiec..uf)
czy takie zachowanie może być spowodowane obecnością tego drugiego psa, na którego właścicielka zwraca o wiele większa uwagę i jest na każde jego zawołanie? Pies widywał mnie jedynie 2 razy dziennie, a z tym małym nie miałam żadnego kontaktu. Możliwe jest że wyładował się na mnie, a nie na właścicielce?