Pomaganie z głową!

Arta_miniaturka1
Pomaganie z głową!
Luźne przemyślenia w temacie działań związanych z pomocą psom.
[styczeń 2012]




Wydarzenia w ostatnim czasie sprawiły że zaczęłam się zastanawiać, w którą stronę zmierza świat pomagający psom. Mam na myśli zarówno organizacje pro-zwierzęce, jak i prywatne osoby, które od dłuższego czasu pomagają psom „na własną rękę”.
Na „psich forach” jestem zarejestrowana od około 8 lat. Przez ten czas miałam możliwość obserwowania i dokładnego poznawania społeczności internetowej zajmującej się ratowaniem psów oraz porównywania działań w „wirtualu” z działaniami w „realu”.
W latach 1996-2004 pomaganie bezdomnym psom w tej formie jaką znamy dzisiaj, właściwie nie istniało. Wiadomo było, że istnieją schroniska, ale już co się w nich dzieje nie za bardzo docierało do szerszej społeczności. Mało kto słyszał o adopcjach, a wolontariat był prowadzony w minimalnej formie – w dużych schroniskach wolontariuszy można było policzyć na palcach jednej ręki, w małych nie było ich w ogóle. Dla porównania dzisiaj schroniskowy wolontariat to setki aktywnie działających osób). Dostęp do internetu nie był wcale tak oczywisty jak teraz (zarówno w kwestii zasięgu jak i ceny) a psie portale i fora dopiero zaczynały się pojawiać, choćby najbardziej znana dzisiaj Dogomania.pl  
Internet dał szansę na połączenie działań ludzi pomagających zwierzętom w różnych miastach, w różnych schroniskach. Z racji na zapotrzebowanie na Dogomanii, a później na innych psich portalach czy forach zaczęły powstawać działy „Psy w potrzebie”. Były to miejsca, w których spotkali się ludzie, którzy mieli ten sam cel, ten sam zapał. Można było sobie nawzajem pomagać, dzielić się doświadczeniami. Pomaganie bezdomnym zwierzętom wkroczyło wtedy na nową drogę.
Ten okres wspominam z sentymentem i wielką przyjemnością. Szczególnie zaś to, jak ludzie w konkretnych sytuacjach potrafili się dogadać i połączyć siły dla wspólnego działania. I myślę tutaj o naprawdę konkretnym, realnym, przynoszącym efekty działaniu a nie tylko o „klepaniu w klawiaturę”.

Lata mijały. Internet z roku na rok stawał się coraz bardziej dostępny i coraz więcej osób pojawiało się na forach. Niestety również takich, którym wcale nie zależało na pomocy psom. Pojawiali się spamerzy, oszuści, naciągacze. Pojawiały się osoby, których głównym celem były kłótnie i poszukiwanie konfliktu. To niestety zaczęło działać zniechęcająco. Część sensownych osób wycofała się z działalności w necie (a często i w realu), z powodu zniechęcenia i zmęczenia bezsensowna walką z internetowymi oszołomami. Zostawali ci zawzięci i odporni, tacy którzy potrafili zarówno zwalczyć „internetowe psuje” jak i zachęcić do udziału w pomocy nowe osoby.
Wraz z rozwojem internetu i coraz większą pomocą zwierzakom opartą właśnie o działania w sieci, zaczęły się pojawiać fundacje i stowarzyszenia. Na początku skromnie, a później w ilościach wręcz masowych. Przyznam że zawsze byłam zaskoczona tym, że kolejnym osobom chce się zakładać kolejną pro-zwierzęcą organizację, zamiast dołączyć do jakiejś już działającej. Jedynym wytłumaczeniem, jakie znajdowałam to to,że ludzie nie potrafią się ze sobą dogadać , nawet dla wyższych celów i dobrych działań.
Stworzenie fundacji jest łatwe z prawnego punktu widzenia, zdecydowanie trudniejsze jest zarządzanie jej działaniami. Tutaj potrzebna jest po pierwsze wizja tego do czego się dąży, co chce się osiągnąć. Po drugie potrzebne są konkretne, zdecydowane działania. Lamentowanie w rodzaju „nie mamy pieniędzy, a mamy dużo psów i nie mamy co z nimi zrobić” jest drogą, która prowadzi donikąd. Bardzo łatwo wpaść wtedy w  długi czy zostać tzw. „zbieraczem psów”. Gdy ktoś zakłada fundację, musi liczyć się  z tym, że będzie musiał być twardy, będzie musiał działać w niesprzyjających warunkach i nie będzie mógł brać sobie do serca wielu rzeczy. Fundacja to nie kolekcjonowanie laurek za dobre uczynki. To ciężka praca, w której trzeba mieć nie tylko dobre serce ale i twarde siedzenie.
Oprócz fundacji i stowarzyszeń pomagającym bezdomnym psom, powstają organizacje skupione na pomaganiu konkretnej rasie. Zazwyczaj początkowo są to nieformalne  grupy ludzi działających przez konkretne forum rasy, które często (aby usprawnić działanie) przekształcają się w byty prawne. Moim zdaniem, są to mądre decyzje – skierowanie pomocy ku konkretnej rasie, z wykorzystaniem doświadczenia i wiedzy na temat tej rasy, daje bardzo dobre wyniki i większą skuteczność działania.
Z biegiem czasu nie tylko świat pomagający potrzebującym zwierzakom się rozrasta. Również powoli budzi się społeczna świadomość zwykłych ludzi. Media coraz częściej nagłaśniają newsy o okrucieństwach ludzi wobec zwierząt i przygotowują reportaże o tragicznej sytuacji w polskich schroniskach. Coraz więcej ludzi zwraca uwagę na złe traktowanie zwierząt w Polsce, coraz więcej ludzi zaczyna zdawać sobie sprawę, że schroniska to nie kurorty ale bardzo często umieralnie dla zwierząt. Wraz ze wzrostem świadomości przychodzi większa chęć pomocy, co przekłada się wymiernie na wpłaty i dary dla poszczególnych organizacji. Do tego państwo dokłada „w prezencie” 1% na OPP.

I nadchodzi „dzisiaj” - sytuacja kryzysowa w kraju - mniejsze zarobki, większe wydatki, piętrzące się w związku z tym się problemy w życiu codziennym. Nie macie pojęcie jak takie problemy i zmiany odbijają się na organizacjach pro-zwierzęcych. Nie tylko darowizny ulegają sporemu zmniejszeniu, rośnie również liczba porzucanych i oddawanych do schronisk psów. Mniej środków, więcej potrzebujących zwierząt. Zaczyna być źle. Jednak największym problemem i zaskoczeniem dla mnie jest coraz mocniej pojawiający się problem braku współpracy pomiędzy ludźmi. Zawsze myślałam, że kłopoty zbliżają ludzi, że w sytuacjach kryzysowych tym bardziej można się dogadać, aby znaleźć jakieś rozwiązania na poprawę sytuacji. Bo przecież każdy z nas ma ten sam cel – pomoc bezdomnym psom, psom, które same sobie nie pomogą, które nawet skarżyć się nie mają jak. Być może ludzie przytłoczeni swoimi problemami przestają myśleć o „bezdomniakach”. Być może temat zbytnio spowszedniał, zrobiło się tego za dużo i po fali pomocy przychodzi czas na zobojętnienie? Ludzi odpuszczają, nie walczą, nie trwają w podejmowanych decyzjach i zobowiązaniach. Codziennie przekłada się to na konkretne sytuacje, takie jak:
- deklarowanie pomocy psu (finansowej lub innej), a potem nie wywiązywanie się tej deklaracji, co powoduje zostawienie tego psa i opiekujących się nim ludzi / fundację „na lodzie” i powoduje że płatności czy zobowiązania musza przejmować inne osoby,
- chęć wciśnięcia swojego „problemu” innym i szybkie zapomnienie o jego istnieniu – ten „problem” to zazwyczaj żywe zwierzę, któremu nie chce się szukać domu, którego nie chce się szkolić, którego nie chce się leczyć.
- prośby o pomoc, z oczekiwaniem że ta pomoc to będzie zajęcie się problemem w 100% (czyli zdjęcie go z głowy) a nie porady, pomysły, wspólne szukanie rozwiązań, wspólne działanie. Czyli mówić krótko: często za pytaniem „co mamy zrobić?” kryje się stwierdzenie „zróbcie coś”,
- odpuszczanie działań bez pojęcia walki, z obawy żeby nie spowodować jakiegoś konfliktu (np. w relacji wolontariat-schronisko lub schronisko-gimna),
- bezradne rozkładanie rąk przy cierpieniu zwierząt z tłumaczeniem „ja nie mam takiej możliwości” w sytuacjach kiedy działanie to wykonanie telefonu, popisanie petycji, wysłanie maila, zgłoszenie zaniedbania/okrucieństwa odpowiednim organom, aktywnego szukania pomocy dla zwierzęcia wśród organizacji czy fundacji.

Wydawałoby się że opisane przeze mnie zmiany na przestrzeni lat spowodują że zwierzętom będzie łatwiej pomagać, bo są środki, możliwości, ludzie. Niestety tak nie jest. Jest za to coraz więcej bezdomnych psów. Mam jednak nadzieję że to się zmieni. Że nadejdzie czas, kiedy ludzie zrozumieją że pomaganie psom, aby przynosiło odpowiedni skutek, musi być mądre, przemyślane, konkretne. Musimy myśleć o tym jak postępujemy, a jak powinniśmy. Musimy wiedzieć komu i jak chcemy pomagać. Musimy nauczyć się dogadywać między sobą i dobro zwierząt stawiać powyżej naszych animozji. Musimy umieć mierzyć siły na zamiary. Lepiej robić małe kroki, ale wytrwale iść do przodu. Palić się równym, silnym płomieniem. A nie wybuchnąć i zgasnąć. Jesteśmy to winni naszym braciom mniejszym.
Mój tekst nie ma na celu nikomu umniejszyć, nikogo obrazić. Pokazuje jedynie „widok z drugiej strony”.  Chcę też skłonić Was nie tylko do czynnej pomocy, ale pomocy z głową, Jak również namówić, że kiedy „przejedziecie się „ na ludziach to nie rezygnujcie tylko zaopatrzcie się w solidne ochraniacze na tyłki. By razem ze nami walczyć z bezdomnością zwierząt i ludzką bezmyślnością na każdym froncie.

Kordosia

 
Polish (Poland)Norsk bokmål (Norway)English (United Kingdom)