przez JAM » 11 Paź 2014, 20:17
jest masakra, wvchodzę do piekarni i pierwsza myśl-kupić słodkie bułeczki z rodzynakimi, bo Bunia lubi, idę do delikatesów i myślę, że skonczyła się szyneczka drobiowa by podawac małej tabletki-innych już nie chciała jeśc, wracam do domu i spodziewam się jej pyszczka czekającego przy drzwiach z merdającym białym ogonkiem i szekroki uśmiechem mówiącym-wreszcie jesteś i truchciak do kuchni, bo i może smakołyk się trafi, a jak nie to trzeba się przypominac trącając noskiem, wyczekująco spogladajac pięknymi oczkami, a jak to nie pomaga to trzeba tą króką cudną łapką trącać aż wreszcie poszczekiwać bo ilez można czekać! tak strasznie mi źle, nie mam przy kim czuwac w nocy,spać się nie daje.zawsze pilnowałam czy mała oddycha, bo się często dusiła, trzeba było jej serduszko masowac, uspokajać, przytulała się byle byc przy mnie. taki cichutki, niebotycznie cierpliwy anioł. Te jej oczka przepełnione miłością i smutkiem ostatnio, jakby przepraszała, że tak bardzo choruje, jeździłam z nią na zastrzyki codziennie albo wet porzyjezdżał do domu, ostatnie dwa dni nie trawiła juz pokarmu tylko wymiotowała. a jednak nie mogę odpędzić mysli, że Bunia myśłała, że wczoraj rano dostała zastrzyk, jak zwykle, a ja wiedziałam, że to nie jest zwykły zastrzyk.Nie wiem, człowiek myśli, że może można było jeszcze poczekac, jeszcze troszkę czasu wykrasc śmierci. znowu zapowiada się długa bezsensowna noc,nie wiem co z sobą zrobić,bez sensu.