Dziękuję Wam za wszystkie ciepłe słowa i za trzymane mocno kciuki, "cioci" Irminie za pomoc, Kaśce-Murzyńskiej za to, że była ze mną w tych najgorszych godzinach, do końca...
Czułam, że z Sigmunią nie będzie jak z Amf, że ona odejdzie szybko, ale mimo tego nie spodziewałam się, że już teraz, tak nagle - przecież dopiero byłyśmy na wakacjach, biegała za piłeczką, jeszcze nie rozpakowałam torby z rzeczami, jeszcze nawet nie przyszedł zamówiony dla niej Collaflex... Jeszcze miałam nadzieję przez pierwszy tydzień po tych atakach padaczki, że jakoś się uda, jeszcze był jeden naprawdę całkiem dobry dzień i drugi, długi spacer, chciałam wierzyć, że zrobię jej zdjęcia w kolorowych liściach, że uda się dotrwać do końca ładnej pogody... Ale od dnia kiedy nagrałam filmik poleciało wszystko na łeb, na szyję, jak lawina. Następnego dnia było jeszcze gorzej, nie była już w stanie tak chodzić, tylko wstawała, szła w kąt i uderzała głową raz za razem, przy tym jedną łapką robiła ruchy jakby chciała iść do przodu. Nie chciała pić wody, wypijała trochę mleka, ale z trudem, miała problem żeby chwycić podawane z ręki jedzenie. Wyniesiona na trawnik zaczynała obracać się dookoła jak cyrkiel, ciągle w prawo, potem łapy wiotczały, nie była w stanie nawet normalnie zrobić siku, wszystko na leżąco. A w nocy zaczęło być już naprawdę bardzo źle, oddychała szybko, ziała, zaciskała szczękę aż do drżenia, jakby ją bolało, wtulała we mnie głowę mocno... zawiozłam ją jeszcze do Lbn do innych wetów, nikt nie miał złudzeń - nie mogło to być ani od padaczki, ani od ucha wewnętrznego, ani od niczego innego
. Wet posprawdzała odruchy i (chociaż już wczoraj zaczynałam sobie wyrzucać, że przecież mogła się mylić) wszystko się zgadzało... w opisie mam: "Otępienie, pozycja leżąca, dyssynergia w chodzie, chodzenie po kole, napieranie na przeszkody, samoistne drżenia MM." "Odruchy z NN czaszkowych po stronie prawej znacznie osłabione głw. z nn twarzowego" (i to prawda, kiedy piła, prawą stroną wszystko jej wyciekało, prawe oko jakby nie widziało). "Korektury osłabione. Odruchy rdzeniowe - brak w kończynie przedniej prawej i lewej miednicznej. Czucie bólu głębokiego zachowane." "Zmiany sugerują zaburzenia neurologiczne, lokalizacja móżdżek, przodomózgowie." Temperatura ciała była obniżona, do tego osłuchowo było już źle (tego w opisie nie mam), lada moment zaczęłyby się poważne problemy oddechowe... Zabrałam więc ją do domu, "ciocia" założyła wenflon (nie było to łatwe przy pozapadanych żyłach i słabiutkim ciśnieniu), a kiedy przyszła wet, babunia już nawet nie zwróciła uwagi, usnęła z głową wtuloną w moje dłonie... była bardzo zmęczona, nie mogłam pozwolić by cierpiała choćby dzień dłużej
.
Tak strasznie mi dzisiaj źle, nie mogę sobie znaleźć w domu miejsca, nabijam kilometry między ścianami, za oknami pogoda idealna na spacer... ale i tak przecież już byśmy nigdzie nie poszły... wciąż patrzę w miejsce, gdzie było jej posłanko, w kąt, gdzie miska z wodą i boli... znów potwornie boli...