Rocky był przepięknym amstaffem, który całe życie miał swoją rodzinę. Ludzi, którzy go na pewno kochali, rozpieszczali. Ostatnie dwa lata miał już tylko swoją panią Janinę, starszą i schorowaną. I niestety zły stan zdrowia pani Janiny zmusił ją do oddania Rockiego. Ponieważ Rockiemu groziło schronisko, zabraliśmy go pod nasze skrzydła. W dniu odbioru okazało się, że Rocky ma bardzo duże załamanie formy, nie wstaje, nie je. Na sygnale trafił do lecznicy, gdzie diagnostyka wykazała 11 cm guz na śledzionie, nowotwór jądra oraz wadę serca. Po wstępnych badaniach zadecydowano o operacji i Rocky został poddany splenektomii (czyli usunięcie śledziony), która przebiegła pomyślnie. Po operacji, chirurg uprzedził nas, ze w środku wszystko wyglądało jednak średnio i prawdopodobnie mamy do czynienia z zaawansowanym nowotworem. Guz na śledzionie okazał się krwawiący i rozpadający się. Dwa dni po operacji stan Rockiego gwałtownie się pogorszył. Lekarze zareagowali natychmiast. Z godziny na godzinę jednak anemia wzrastała, hematokryt spadał. Rocky miał duszności. Prawdopodobnie mieliśmy do czynienia albo z reakcją autoimmunologiczną po zabiegu albo z kwestią nowotworową. Po trudnej walce musieliśmy pożegnać Rokiego. Jest nam bardzo przykro, że nie udało nam się pomóc. Jedno co nas pociesza, to to że odszedł otoczony ludźmi. Tak czasem jest, że trafia do nas pies tylko po to by godnie odejść. Ale to dla nas zawsze trudne. Rockiego pochowaliśmy na psim cmentarzy w Koniku, jak inne nasze czworonogi.
|